Dlaczego alkoholik pije?

12.04.2019

Dlaczego alkoholik pije?
SPIS TREŚCI:
Szybki kontakt: tel-icon 785 105 555

Kontakt 24/7

[email protected]

Z boku to wygląda jak absurd. Ktoś, kto widzi, jak rozpada się jego rodzina, jak traci zdrowie, pracę, szacunek do samego siebie — nadal sięga po alkohol. Wszyscy wokół pytają: „Dlaczego on to robi?”, a odpowiedzi brak. Bo przecież wie. Widzi skutki. Obiecuje, że przestanie. Przeprasza. A potem… znów pije.

Nie dlatego, że chce. Nie dlatego, że lubi. Nie dlatego, że ma zły dzień. Alkoholik pije, bo alkohol stał się dla niego jedynym znanym sposobem na przetrwanie — na uciszenie lęku, bólu, złości, bezradności. Często nie umie już inaczej funkcjonować. To nie logika rządzi tym mechanizmem, tylko emocje – silne, przytłaczające i wymykające się spod kontroli. Za każdą butelką kryje się coś więcej niż tylko nałóg. Kryje się człowiek, który nie radzi sobie z życiem – ani trzeźwym, ani pijanym.

Alkohol jako sposób regulacji emocji

Dla osoby uzależnionej alkohol to nie tylko napój — to narzędzie, które pozwala przetrwać to, co trudne i bolesne. Gdy ktoś mówi „muszę się napić”, rzadko chodzi mu o chęć świętowania czy relaksu. Znacznie częściej chodzi o ucieczkę. Od stresu, przytłaczających obowiązków, napięcia w relacjach, samotności, żalu, a czasem po prostu — od pustki.

Alkohol działa jak szybki wyłącznik. W kilka minut potrafi przytępić ostrość emocji, zamazać myśli, wyciszyć wewnętrzny hałas. Nic dziwnego, że osoba, która codziennie zmaga się z lękiem, wstydem, złością na siebie lub innych — sięga po coś, co na chwilę daje ulgę. Nie chodzi o euforię, chodzi o ciszę. O to, by nie czuć.

W zdrowych mechanizmach regulacji emocji używamy rozmowy, ruchu, bliskości, terapii. Alkoholik — nawet jeśli kiedyś znał te sposoby — porzucił je dawno temu. Picie stało się jego jedynym znanym „lekarstwem” na wszystko. Problem w tym, że to lekarstwo działa tylko przez chwilę, a skutki uboczne są katastrofalne.

Z czasem organizm przyzwyczaja się do tej formy ucieczki i zaczyna jej oczekiwać. Gdy trudne emocje narastają — alkohol staje się pierwszym, odruchowym wyborem. I tak koło się zamyka: napięcie → picie → ulga → wstyd → jeszcze więcej napięcia → kolejne picie. Mechanizm, który miał pomóc, zaczyna sterować całym życiem.

Ucieczka od siebie i od rzeczywistości

Alkoholik nie tylko próbuje wyciszyć emocje — on często próbuje uciec od samego siebie. Od poczucia, że zawodzi jako rodzic, partner, człowiek. Od wspomnień, które wracają w nocy. Od myśli, które są zbyt bolesne, by je wypowiedzieć. Od prawdy, że życie, jakie prowadzi, coraz mniej przypomina życie.

Alkohol pozwala tę prawdę zagłuszyć. Tworzy sztuczną bańkę, w której nie trzeba się mierzyć z rzeczywistością. Problemy zawodowe, długi, kryzys w małżeństwie, poczucie życiowej porażki — znikają, chociażby na chwilę. To dlatego wielu alkoholików mówi potem: „przynajmniej wtedy nie myślałem”, „w końcu mogłem odetchnąć”, „nie czułem tego wszystkiego”.

Ta ucieczka nie jest świadomą decyzją. To instynktowny ruch w stronę tego, co znane i „działające”. Zamiast stawić czoła trudnym emocjom, osobie uzależnionej łatwiej jest je zatopić. Z czasem granica między realnym życiem a tym w alkoholowym transie zaczyna się zacierać. Alkoholik żyje w iluzji, która daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa — choćby miało trwać tylko kilka godzin.

Problem polega na tym, że ta iluzja przestaje być wyborem — staje się jedyną dostępną opcją. I właśnie dlatego tak trudno wyjść z nałogu. Bo alkohol to już nie rozrywka ani nawyk. To azyl od siebie samego, do którego wraca się, gdy rzeczywistość okazuje się zbyt trudna.

Niezaspokojone potrzeby emocjonalne i poczucie braku

Za nałogiem często stoi nie tylko ucieczka od trudnych emocji, ale też głęboka tęsknota za czymś, czego nigdy nie było — albo co zostało utracone. Alkoholik pije, bo nie umie zapełnić pustki, która w nim mieszka. To może być brak:

  • poczucia bezpieczeństwa,
  • prawdziwej bliskości z drugim człowiekiem,
  • akceptacji i zrozumienia,
  • celu, sensu i tożsamości,
  • wewnętrznego spokoju.

Dla wielu osób uzależnionych dzieciństwo było doświadczeniem zaniedbania, przemocy, wstydu, samotności. Uczyły się tłumić emocje, nie ufać, nie mówić, nie czuć. Gdy dorosły człowiek z takimi ranami napotyka trudności — zamiast sięgnąć po pomoc, sięga po alkohol. To jedyne „narzędzie”, jakie zna.

Nie zawsze chodzi o wielkie traumy. Czasem to po prostu życie, które boli: niespełnione ambicje, rozczarowania, wieczne poczucie, że jest się „nie dość dobrym”. Alkohol wtedy staje się namiastką — sztucznym wypełnieniem emocjonalnej dziury, złudzeniem, że coś jednak jest w stanie ukoić.

Ale to, co daje na chwilę poczucie pełni, z czasem ją pogłębia. Bo kiedy człowiek próbuje zastąpić bliskość butelką, zostaje w końcu sam — i to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Alkohol jako lekarstwo na niską samoocenę

Wiele osób uzależnionych od alkoholu zmaga się z chronicznie niskim poczuciem własnej wartości. To nie musi być widoczne na pierwszy rzut oka — często na zewnątrz sprawiają wrażenie pewnych siebie, towarzyskich, przebojowych. Ale pod tą fasadą kryje się ogromna niepewność, brak akceptacji siebie i głęboka wewnętrzna pustka.

Alkohol staje się wtedy czymś więcej niż ucieczką — staje się narzędziem do budowania fałszywego „ja”. Po kilku kieliszkach:

  • łatwiej się odezwać,
  • łatwiej poczuć „normalnym”,
  • łatwiej uwierzyć, że „mam coś do powiedzenia”,
  • łatwiej uwolnić się od paraliżującego wstydu i lęku.

To złudzenie bycia kimś lepszym niż się jest naprawdę — bardziej odważnym, pewnym siebie, „luźnym”. Problem w tym, że to poczucie znika, gdy mija działanie alkoholu. A wtedy wraca rzeczywistość: wstyd, żal, wstręt do siebie, pretensje bliskich, zawiedzione nadzieje. I znów — jedynym znanym sposobem, by to zagłuszyć, jest kolejny kieliszek.

Tak rodzi się błędne koło: alkoholik pije, żeby poczuć się kimś, ale za każdym razem kończy z coraz większym przekonaniem, że jest nikim. Alkohol tymczasowo podnosi samoocenę, ale na dłuższą metę ją miażdży. Z czasem osoba uzależniona nie tylko czuje się gorsza od innych — ona wręcz wierzy, że nie zasługuje na nic lepszego niż to, co ma. A skoro i tak „jest do niczego”, to po co próbować?

Lęk przed zmianą i trzeźwością

Paradoksalnie, wielu alkoholików boi się nie tylko życia w nałogu, ale jeszcze bardziej życia bez niego. Trzeźwość wydaje się czymś obcym, nieznanym, wymagającym. Przez lata to właśnie alkohol był odpowiedzią na wszystko — pocieszał, usypiał, rozluźniał, zagłuszał. Odejście od niego oznacza konieczność zmierzenia się z całą prawdą o sobie, z trudnymi emocjami, z konsekwencjami dotychczasowych decyzji. To nie tylko zmiana stylu życia. To rewolucja w myśleniu, odczuwaniu i przeżywaniu codzienności.

W trzeźwości nie ma znieczulenia. Pojawia się lęk, który wcześniej był zalewany alkoholem. Pojawia się wstyd za przeszłość. Pojawiają się relacje, które trzeba naprawić albo zakończyć. To wszystko bywa przytłaczające. Czasem łatwiej powiedzieć: „jeszcze nie teraz”, „później”, „nie dam rady”. Bo choć życie w nałogu boli — jest znane, oswojone. Trzeźwość wymaga odwagi, cierpliwości i całkowitej zmiany sposobu funkcjonowania.

Dlatego wielu alkoholików odsuwa decyzję o leczeniu, mimo że wiedzą, jak bardzo go potrzebują. Strach przed nowym życiem okazuje się silniejszy niż ból tego, które już mają. Wolą trwać w znajomej ciemności niż ryzykować wejście w nieznane światło. Bo nawet nadzieja potrafi przerażać, gdy przez lata nie było się do niej dopuszczanym.

Presja i bezradność – alkohol jako jedyny znany wybór

Dla osoby uzależnionej alkohol często przestaje być wyborem — staje się jedyną znaną odpowiedzią na wszystko. Pije, bo nie umie inaczej. Bo nie zna innej drogi niż ta, którą kroczy od lat. Z zewnątrz może to wyglądać jak brak silnej woli, ale w rzeczywistości to głęboka bezradność, powiązana z ogromnym wewnętrznym przymusem. Do tego dochodzi presja zewnętrzna — społeczne przyzwolenie na picie, środowisko, które nie wspiera zmiany, a czasem wręcz ją sabotuje.

Alkoholik pije nie dlatego, że chce zniszczyć swoje życie. Pije, bo nie widzi innego sposobu, by sobie z nim poradzić. I dopóki ten sposób — choć niszczący — wydaje się jedynym, dopóty będzie po niego sięgał.

Dlatego nie wystarczy mówić: „przestań pić”. Trzeba pomóc mu znaleźć coś innego, co będzie działało, zanim zabierze się to, co – choć szkodliwe – jest jego jedyną tarczą.