Dlaczego ludzie się uzależniają

08.03.2014

Dlaczego ludzie się uzależniają

Pytanie: "Dlaczego ludzie się uzależniają"? - jest już niemal męczące. Bywa zadawane tyle razy, ile wypływa temat uzależnienia.


Niejednokrotnie pojawiają się bardzo rożne definicje, próbujące znaleźć na nie odpowiedź. Nie silę się tutaj na wymyślenie prawdy objawionej. Mogę jedynie podzielić się własnym doświadczeniem z pracy z uzależnionymi, a także z innymi osobami oraz ich rodzinami pozostającymi w obszarze zaburzeń zachowania.


Porozmawiajmy - Zadzwoń do nas


Czy silne związki z uzależnieniem wynikają z poszukiwania sposobu na samounicestwienie? Często słyszę, że problem uzależnienia jest fundowany sobie na własne życzenie. Co takiego dzieje się w obszarze osobowości człowieka że ten, "życzy" sobie śmierci? Nie zupełnie jest tak, a właściwie w ogóle jest inaczej. Bez względu na to co przyjmuję, biorę, podnoszę, dotykam (narkotyki, alkohol, hazard, sex, internet, zaburzenia odżywiania), jest to coś, czego nie mam w danej chwili, a więc czego mi brakuje. To coś wypełnia pustkę po czymś co było, bądź powinno być. Zastępuje. Zastępuje w sposób nieprawdopodobnie silny. Tworzy relacje

i związki tak trudne do zmiany, bo przecież funkcjonują one w naturze człowieka od początku istnienia świata. Najważniejsze związki...


Najsilniejsze związki mamy oczywiście z własnymi rodzicami. Bez względu na to, jaką siłę mają uczucia do nich, są Oni najważniejsi dla nas. Na tym polu dochodzi do wszystkiego, co później Staje się Nasze. Miłość, nienawiść, ból, radość, strach, bezpieczeństwo, pewność siebie, bunt.


To wszystko występuje w związku z rodzicami. W tej najważniejszej relacji dla każdego człowieka. Tak ważnej, bo pierwotnej. Moja Mama. Mój Tato.


Uzależnienie, niezależnie od tego, czy jest chemiczne czy behawioralne, a także wszystkie zachowania szkodliwe i niebezpieczne, stają się protezą relacji, krzykiem o więcej. Pragniemy

w ten sposób, żeby postawiono nam granice, określono świat, w którym możemy się poruszać

i rozwijać. Bez względu jednak na to, jak nasilone są te pragnienia i czego jeszcze dotyczą, wejście w obszar oddziaływań substancji psychoaktywnych bądź zachowań destrukcyjnych, w sposób doskonały spełnia te pragnienia. Narkotyki (w tym miejscu należy oczywiście wpisać wszystkie te substancje psychoaktywne) czy zachowania destrukcyjne, które mieszczą się w nazwie "zaburzenia" bardzo szybko wyznaczają nam terytorium i zasady poruszania się w nim. Jednocześnie powstająca w ten sposób, podobna do nas grupa osób, w sposób swoisty dla siebie socjalizuje i kształtuje nasz charakter w sposób pożądany dla niej. Takie swoiste "wychowanie".


Kto w ten sposób w rodzinie kształtuje osobowość, tożsamość, wartość? Oczywiście ojciec. To jego miejsce zajmują te wszystkie patogeny. Wypełniają przestrzeń i bez reszty przejmują kontrolę. Rozwijają mechanizmy obronne i utrzymują nas w miejscu, do którego rzeczywistość ledwie dociera. Te mechanizmy wyłączają z decyzyjności i odpowiedzialności. Utrwalają się wszystkie szkodliwe zachowania związane z naszym domem. Bunt przybiera postać szaleństwa, doprowadzając niemal do zagłady. Nasz Dom staje się areną wojenną. Jeśli taty nie ma w miejscu,

w którym być powinien, a mama mówi: "Zobacz nie ma go, a powinien być. Ale ja jestem, bierz to co ja Ci daję. Tylko to co ja daję jest dobre" złość wobec niej, jako jedynego pozostałego Ważnego Dorosłego w naszym życiu, staje się furią, która zwraca się przeciwko nam. W nieświadomym sojuszu z ojcem, którego chcemy móc kochać. Jednocześnie mając świadomość tego, że go nienawidzimy. Ta dwoistość doprowadza do przeświadczenie, że coś jest z nami nie tak. Wchodzimy w sojusz z jednym rodzicem przeciw drugiemu, a w tym czasie sami jesteśmy

w wewnętrznym konflikcie lojalności. Czasem myślimy: "możne to moja wina?" "Może lepiej żebym to ja zniknął niż on?" Stajemy w obliczu konfliktu z samymi sobą. W sojuszu przeciwko. W ten sposób rozpędza się ta kula śnieżna, niszcząc na swojej drodze resztki wartości.


Obserwując w pracy moich pacjentów-klientów w trakcie leczenia odwykowego, natychmiast odkrywam obszary konfliktu. Przekłada się on na brak szacunku dla siebie, swojego życia, na potrzebę by nie żyć. Skutkuje to także utratą tożsamości, która zostaje rozmieniana, rozmazywana w procesie dokonywania prób spełniania oczekiwań otoczenia. Częste wysiłki podejmowane w celu akceptacji z lęku przed odrzuceniem, każą robić coś, co bywa niezgodne

z naszym wewnętrznym poczuciem przyzwoitości, sprawiedliwości, szacunku. Z sumieniem.


Kiedy w procesie dokonywania zmiany własnego życia, stają się gotowi by wziąć odpowiedzialność za tę zmianę, przychodzi czas na pojednanie z rodzicami. Jest to proces niezmiernie trudny, gdyż każe on oddzielić czyny naszych rodziców od tego, że są Oni Naszymi Rodzicami. I takie miejsce powinni zajmować w systemie rodzinnym. A my jesteśmy dziećmi i jako tacy, mamy prawo do obojga z nich. Jednocześnie wtedy schodzi na dalszy plan wszystko to, za co Ich obwiniamy, jakie urazy i złości nosimy w sercach. Pozostają Ich Jasne Postaci. Wtedy to, co od nich otrzymujemy, Nasze Życie, posiada tę Wartość ponad innymi. Wówczas możemy szanować ten podarunek od Nich, by móc zrobić z niego coś dobrego. Nasze życie za które bierzemy odpowiedzialność, jest warte szacunku, My jesteśmy godni szacunku. Własnego szacunku.


A jeśli jesteśmy Godni, nie mamy potrzeby żeby się zabijać, żeby nie żyć.


Jest to ogromny proces pojednania z Rodzicami i wzięcia odpowiedzialności. Nie chodzi o to żeby nie brać narkotyków, nie pić alkoholu itp. Chodzi o to żeby żyć tak, by nie było na to wszystko miejsca w naszym Życiu.